Uczenie przypomina szermierkę. Nauczyciel jest w nieustannej koncentracji, by skupić uwagę ucznia i nie pozwolić mu na zmianę tematu. Z kolei uczeń cały czas próbuje nauczyciela, czy ten jest uważny i czeka tylko na okazję, by chwilę lekcji przepędzić po swojemu. To normalna sytuacja tam, gdzie panuje pewna swoboda – brak sztywności, której źródłem jest dystans.

Szczególną formę przybiera starcie w momencie, w którym nauczyciel zadaje pytanie. Uczeń często posłuży się wszystkimi swoimi zdolnościami, żeby tylko nie musiał pomyśleć. To rzecz całkiem oczywista – myślenie przecież wymaga wysiłku! Jest jeszcze drugie dno: odpowiadanie na pytanie nauczyciela zawsze wiąże się z możliwością błędu, a więc porażki. Uczeń obawiając się przegranej, choćby sam przed sobą, instynktownie będzie próbował zapewnić sobie przewagę. Jest więc mistrzem w czytaniu mimiki, mowy ciała i modulacji głosu nauczyciela, aby odgadnąć z nich, co w tym momencie powinien powiedzieć. Chce mieć rację bez ponoszenia ryzyka porażki, ale też bez konieczności myślenia.
Dlatego, gdy tłumaczymy – jesteśmy pełni ekspresji. Natomiast, gdy zadajemy pytanie, nasza twarz przywdziewa nieodgadnioną maskę godną pokerzysty. Przeciwnik jest zdezorientowany! Z wytrąconą z ręki bronią uczeń nie ma wyboru: musi myśleć, wnioskować i argumentować. Przede wszystkim zaś mierzy się z własną słabością – obawą przed porażką.
To przyjazna walka i serdeczne zmaganie. Uczniowie potrafią docenić kunszt przeciwnika i nabierają nowego szacunku do kogoś, kto nie daje im się nabić w butelkę. My z kolei cieszymy się, że w jeszcze jeden sposób pomagamy im przekroczyć samych siebie.
Pan Stanisław


