Małe dziecko praktycznie wszystkiego uczy się przez naśladowanie. Od chodzenie i mówienia począwszy, a na zachowaniu i charakterze (a szczególnie słabościach) rodziców skończywszy. Wskazuje to, że umysł człowieka od samego niemowlęctwa wykazuje umiejętność analizy wzorców i selekcji ich w kategorie – abstrahowania – oraz zauważania związków przyczynowo-skutkowych między nimi.
Właściwości te, które przecież nie znikają wraz z dorastaniem, są szczególnie pomocne przy nauce rzeczy zupełnie nowych. Takich, co do których uczeń nie dysponuje odpowiednimi pojęciami, a nawet trudno wyobrazić mu sobie jakieś podobieństwa czy analogie do nowo poznawanych zjawisk. W procesie nauki potrzebne kategorie muszą zostać wykształcone po raz pierwszy.
Nauka naśladowania jest nauką prób i błędów. Prób musi być więc dużo, zaś do jej efektywnego przebiegu konieczne są szybkie informacje zwrotne. Dziecko uczące się chodzić ma mnóstwo takich informacji ze zmysłów wzroku i równowagi, jak również z wielu potknięć i upadków. Korygując za każdym razem nieco swoje zachowanie i twórczo wypróbowując nowe jego sposoby, w końcu dochodzi do poznania czego wymaga i na czym polega sprawne poruszanie się na dwóch nogach.

Nie inaczej jest z nauką nowych zagadnień choćby z dziedziny matematyki, czy fizyki. Tu jednak trudnej, niż w nauce chodzenia, o dobry przykład. Poza tym, wymóg precyzyjnego rozumowania wystawia ucznia na więcej pułapek subtelnego błędu, niż przy nauce chodzenia lub mowy. Dlatego po pierwsze potrzeba nauczyciela, który sam poprawnie myśli. Po drugie musi on właściwie dobrać przykłady do naśladowania, by ułatwić uczniowi odkrycie właściwych kategorii rozumowania. Po trzecie wreszcie trzeba mu znaleźć właściwe proporcje między dawaniem informacji zwrotnej, a milczeniem pozwalającym uczniowi próbować samemu. Nikt nie nauczy przecież dziecka chodzić, gdy sam przestawia mu siłą jedną nogę za drugą.
Ten sposób nauki, jakkolwiek wymagający dla nauczyciela, pozwala osiągnąć bardzo konkretne i pożądane korzyści. Pierwsza: uczeń oswaja się z nauką problemów, które wydają mu się na początku kompletnie niezrozumiałe. Druga: to, co sam odkrył, zdecydowanie lepiej pamięta i potrafi zastosować. Trzecia: tak zdobyta wiedza, opierająca się na własnych obserwacjach, jest mniej podatna na zniekształcenia. Mam tu na myśli np. błędne sugestie kolegów czy skutki stresu.
Wielu nauczycieli (w tym szkolnych) stosuje pewną podróbkę powyższej metody. Żąda od uczniów dokładnego i mechanicznego (a więc często kompletnie bezmyślnego) powtarzania własnych sposobów rozwiązywania zadań. Trudno tu bowiem czasem mówić nawet o sposobach myślenia. U nas jest odwrotnie: naśladowanie tego, co robimy nie ma być bezbłędne. Tym bardziej nie ma być kopiowaniem nauczyciela. Nieuniknione błędy szybko wyprostujemy, ale poprzez pogłębienie zrozumienia, co jest w nich błędnego. Nie zaś żądając od ucznia, by stał się kserokopiarką.

Jednak ponad wszystko, celem naszej pracy jest obudzenie świadomego i samodzielnego zaangażowania ucznia. Dzięki temu proces edukacji przyspiesza, niezależnie od metodyki, a nawet od dziedziny nauczanej wiedzy. Brak strachu przed pomyłką, umiejętność analizowania błędów i odwaga w poznawaniu nieznanego to uniwersalne korzyści, przydatne nie tylko w szkole, ale i w życiu.
Pan Stanisław


